Cornelia Baltussen – Matka polskich spadochroniarzy

Z okazji zbliżającego się Dnia Kobiet dla słuchaczy wieluńskiego uniwersytetu III wieku przygotowano prelekcję „Kobiety piękne (umysłem i duchem) i kobiety – bestie”. W przedstawionej przez autorkę, dr Bożenę Rabikowską, multimedialnej prezentacji, szczególne miejsce wśród zaprezentowanych kobiet zajęła Cornelia Wilhelmina Maria Baltussen (1912-2005) – Holenderka nazywana „matką polskich spadochroniarzy”. Cornelia Baltussen to postać bliska dr Bożenie Rabikowskiej od ponad 50 lat – od czasów studenckich praktyk w Holandii, kiedy to, dzięki zaprzyjaźnionym studentom, zobaczyła miejscowości Driel, Oosterbeek, Arnhem, Heteren, Elst, usłyszała historię Pierwszej Samodzielnej Brygady Spadochronowej generała Stanisława Sosabowskiego oraz właśnie historię Cornelii Baltussen. „Jakże ja się czułam„, wspomina…

Na temat lądowania polskich spadochroniarzy pod Arnhem wiele więcej wiedzieli Holendrzy niż ja. Wtedy zrodziła się we mnie myśl o przybliżeniu historii generała Stanisława Sosabowskiego i kobiety nazywanej przez jego żołnierzy matką brygady.

Znajome miejsca w Holandi  dr Bożena Rabikowska odwiedziła ponownie dwa lata temu.

Biografia Cornelii Baltussen

Cornelia Baltussen urodziła się i wychowała w wielodzietnej katolickiej rodzinie w Driel. Jako 6 letnia dziewczynka zetknęła się z brutalnością I wojny światowej. Obrazek – idący pieszo z dworca w Elst belgijscy uchodźcy – zaważył na jej życiowych wyborach. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Lent i średniej w Steijl pomagała matce i uczyła się w Arnhem zawodu fryzjerki. Była współzałożycielką Organizacji Młodych Kobiet Katolickich (KJV). Pod wpływem szkoleń w KJV trafiła do ośrodka w Schotenhof, gdzie od 1932 roku szkoliła Oblatów. Przygotowywała się do pracy społecznej (szkoły w Brukseli, Londynie, Rzymie), uczestniczyła w kościelnych projektach pomocy dla biednych. W 1939 roku rozpoczęła pracę w fabryce tekstyliów w Helmond, gdzie na stanowisku pracownika socjalnego przepracowała do 1944 roku.

Cornelia Baltussen - Mapa okolic Arnhem

Mapa okolic Arnhem

Wszystko w jej życiu zmieniły wydarzenia wojenne z września 1944 roku, a dokładniej rozpoczęta 17 września aliancka operacja Market Garden, w której brały udział wojska powietrznodesantowe. Już 19 września zobaczyła spadający brytyjski samolot i rannych żołnierzy brytyjskich, którym wraz z przyjaciółmi udzielała pomocy w tymczasowym, urządzonym w domu parafialnym w Driel, punkcie sanitarnym. Potem był dzień 21 września, kiedy nie wiadomo dlaczego, prosto na niemieckich liniach w Driel wylądowało ponad 1000 polskich spadochroniarzy pod dowództwem generała Stanisława Sosabowskiego (1892-1967). Część spadochroniarzy wylądowało koło położonego poza centrum wsi domu Cornelii. Cornelia szybko porozumiała się z generałem i pośredniczyła w kontaktach między Polakami i miejscową ludnością. Generał Sosabowski w książce ”Najkrótszą drogą” wspomina:

Ciągniemy na wózkach ręcznych tzw. Trolley ciężki sprzęt zrzucony z nami. Nie widzimy miejscowej ludności. Dopiero podchodząc w pobliże Driel spotykamy młodą, inteligentną Holenderkę, która w poprawnym języku angielskim odpowiada na nasze pytania. Była to pani Cornelia Baltussen późniejsza i obecna entuzjastka brygady, jedna z głównych organizatorek naszych serdecznych corocznych pielgrzymek do Driel w rocznicę bitwy arnhemskiej. Ona poinformowała nas, że prom został zniszczony przez Niemców, a brzeg po przeciwnej stronie Renu jest przez nich obsadzony, że w Driel Niemców nie ma, natomiast na wschód, w Elden, jest stała obsada niemiecka. Dziękuję za otrzymane wiadomości. Są one dla mnie bardzo cenne.

Cornelia wraz z kolegami przez trzy dni i noce udzielała pomocy i opiekowała się rannymi żołnierzami. Pozostała z nimi do czasu ewakuacji wsi na początku października 1944 roku. Po tułaczce trafiła z rodziną do znajomych w Gemert.

Po wyzwoleniu (IV-V 1945 roku) do 1948 roku angażowała się w prace Czerwonego Krzyża. Z ramienia tej organizacji wyjechała do USA by propagować wysyłanie pomocy humanitarnej do Europy. Po powrocie pracowała w obozach dla dzieci i wygnańców na terenie Niemiec. Do Holandii wróciła w 1950 roku by już w 1953 roku wyjechać na stypendium ONZ i zapoznać się z „social case study” w USA. Wyniki pracy opublikowała w anglojęzycznym raporcie dla Ministerstwa Pomocy Społecznej. Założyła w Nijmegen Centrum Studiów Pomocy Społecznej i była jego dyrektorką do 1962 roku. Kształcili się tu przyszli pracownicy katolickich organów charytatywnych. Podobną działalność prowadziła w latach 1962-1975 w biskupstwie Munster w Niemczech. Prowadziła też kursy i nadzorowała „study case work” pracowników organizacji humanitarnych. Cały czas mieszkała w Holandii w Driel, od 1968 w Nijmigen. Nigdy nie wyszła za mąż.

Walka o upamiętnienie żołnierzy I Samodzielnej Brygady Spadochronowej

Cornelia Baltussen - tablica pamiątkowa

Tablica pamiątkowa poświęcona Cornelii Baltussen

Życiową misją Cornelii Baltussen stała się walka o przywrócenie dobrego imienia polskim spadochroniarzom walczącym w Driel we wrześniu 1944 roku. W czasie walk zginęło ich 98. Pochowani zostali w Driel, potem przeniesieni do Oosterbeek. Wielu zostało rannych, wielu trafiło do niemieckiej niewoli. Kiedy dowiedziała się, że dowództwo brytyjskie oskarżyło Polaków o złe przygotowanie do ataku i słabe zaangażowanie w walkę oraz zdymisjonowało generała Sosabowskiego (generał Browning), natychmiast podjęła kroki w celu przywrócenia im dobrego imienia i honoru, stając się współzałożycielką Fundacji Driel-Polska. Już w drugą rocznicę bitwy dzięki Fundacji mieszkańcy Driel wznieśli tymczasowy pomnik ku czci polskich spadochroniarzy,. Na pomniku widniał napis „Boże błogosław Polsce”.

Walka o przywrócenie dobrego imienia polskim spadochroniarzom trwała do grudnia 2005 roku i był to długi bieg z przeszkodami. W tym czasie wiele się działo…

  • Królowa Wilhelmina 13 grudnia 1946 roku podpisuje decyzję o odznaczeniu 10 żołnierzy polskich za waleczność w bitwie pod Arnhem. Decyzja nigdy nie została wykonana, a tekst decyzji ujawniono dopiero w 2004 roku…
  • W 1947 roku żołnierze 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej z własnych składek odbudowują szkołę w Driel
  • W 1954 roku z racji 10 rocznicy bitwy pod Arnhem generał Stanisław Sosabowski otrzymuje tytuł honorowego obywatela gminy Heteren – gminy do której należy Driel
  • Rok 1959 –  Związek Polskich Spadochroniarzy otrzymuje sztandar od mieszkańców Driel
  • Rok 1961 – Cornelia Baltussen pisze kolejny list do królowej Juliany o odznaczenie 10 Polaków. Prośbę z przyczyn politycznych odrzuca Ministerstwo Obrony.
  • Rok 1961 – w obecności gen. Stanisława Sosabowskiego tymczasowy pomnik zostaje zastąpiony pomnikiem „Surge Polonia” (Powstań Polsko)
  • Rok 1963 – jeden z placów w Driel otrzymuje nazwę Sosabowskiplein
  • IX 1967 roku – w Londynie umiera generał Stanisław Sosabowski
  • Rok 1989 – przyczyny polityczne już nie istnieją, lecz obowiązuje ustalenie z 1952 r. by nikogo już nie odznaczać za zasługi w czasie II wojny światowej
  • Rok 1991 – plac na którym stoi pomnik „Surge Polonia” otrzymuje nazwę Polenplein
  • IX 1999 – 55 rocznica bitwy, w radio pojawia się reportaż dziennikarza Geertjana Lassche oparty na rozmowach z naocznymi świadkami lądowania polskich spadochroniarzy, Cornelią Baltussen i Władysławem Korobą – żołnierzem I Samodzielnej Brygady Spadochronowej
  • Rok 2004 – wyemitowano w TV film Geertjana Lassche „Zapomniani polscy bohaterowie bitwy pod Arnhem
  • XII 2005 – polskim spadochroniarzom zostają przyznane odznaczenia; 3 tygodnie wcześniej (18.11) zmarła Cornelia Baltussen, jednakże jej walka i walka innych osób: Arno Baltussen – bratanek Cornelii, Książę Bernard – ojciec Królowej Beatrix, Geertjan Lassche, Erik van Tilbeurgh, Joanna Pieciukiewicz – dziennikarz TVP Szczecin, autorka filmu „Honor Generała” (premiera w TV Polonia 18.06.2008 r., premiera  w telewizji holenderskiej 19.09.2008 r.) kończy sie wygraną
  • 31.05.2006 – w Hadze odbywa się uroczyste wręczenie najwyższych holenderskich odznaczeń wojskowych: żołnierzom I Samodzielnej Brygady Spadochronowej ordery Króla Wilhelma za wykazaną odwagę, a generałowi Sosabowskiemu pośmiertnie Brązowy Medal Lwa; odznaczenia wręcza Królowa Beatrix, wnuczka Królowej Wilhelminy; Holandia spłaca dług wdzięczności wobec polskich wyzwolicieli spod Arnhem.
  • 16.09.2006 roku – brytyjscy weterani stawiają w Driel na placu Polenplein pomnik generała Stanisława Sosabowskiego; obecny na uroczystości szef sztabu Brytyjskiego Korpusu Powietrznodesantowego Tonny Hibbert powiedział:

    62 lata temu nasz generał Browning zdymisjonował generała Sosabowskiego. Przez lata chcieliśmy to naprawić. Nasz rząd na to się nie zdobył, dlatego sami postawiliśmy mu pomnik. Jest to gest płynący z głębi naszych serc.

  • I 2007 – odznaczenia: Złoty Krzyż Zasługi RP i Brązowy Krzyż WP odbiera dziennikarz Geertjan Lassche; powiedział on wtedy:

    Brakuje dzisiaj jednej osoby, Cory Baltussen. Kobiety, której nigdy nie zapomnę. Wywiad z nią przyprawiał mnie o gęsia skórkę, a potem chyba wszystkich telewidzów. Cora Baltussen była początkiem, końcem i duszą walki o uhonorowanie generała Sosabowskiego i jego I Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Ona poznała Polaków w czasie bitwy pod Arnhem, ona opatrywała rannych, ona trzymała za ręce umierających i słuchała ich ostatnich życzeń. Ona opowiadała swoją historię w Holandii, chociaż nie chciano jej słuchać. Gdyby nie przekazała tej historii, Polacy spod Arnhem zostaliby zapomniani. Mojego udziału nie da się porównać z jej długoletnią walką. Ona przebiegła wiele trudnych sztafet, ja przejąłem pałeczkę na ostatnim etapie i – razem z innymi  -doszedłem do finiszu.

Kończąc swój wykład dr Bożena Rabikowska powiedziała:

Tak jak Holendrzy spłacili swój dług wobec polskich spadochroniarzy, tak ja spłacam dziś dług wobec kobiety wielkiej duchem, dzięki której ich udział w bitwie pod Arnhem nie został zapomniany…

Zainteresowani historią I Samodzielnej Brygady Spadochronowej i losami generała Sosabowskiego mogą poszerzyć swą wiedzę poprzez stronę internetową www.polonia.nl prowadzoną przez Małgorzatę Bos-Karczewską. Na stronie odnajdą także nazwiska wszystkich osób zaangażowanych w walkę o przywracanie dobrego imienia polskim żołnierzom, uczestnikom operacji Market-Garden.

Janina i Józef historia miłości 1937-1939

Janina i Józef - wystawa - http://kultura.wielun.plHistoria miłości Janiny Gradowskiej, pochodzącej z Gąbina pod Płockiem i Józefa Marciniaka z Rudlic, którzy w 1937 roku poznali się w Cukrowni „Wieluń” i zakochali się w sobie, stała się tematem spotkania połączonego z prezentacją multimedialną.

Czas i miejsce tego spotkania poświęconego wspaniałej miłości Janiny i Józefa nie były przypadkowe. Odbyło się ono 14 lutego (Walentynki) w Muzeum Ziemi Wieluńskiej, do którego na zaproszenie organizatorów, Jana Książka, dyrektora Muzeum Ziemi Wieluńskiej oraz syna Janiny, Adama Jerzego Ustyniaka, autora scenariusza, przybyli potomkowie rodzin Marciniaków, Gradowskich i Ustyniaków i przyjaciele. Wspomnienia rozpoczęła cicha, wprowadzająca w nastrój tamtych lat melodia Tango Notturno

Janina i Józef - wystawa - http://kultura.wielun.plInspiracją do bardzo sentymentalnego spotkania, mówił pan Adam, stała się otwarta w grudniu 2015 roku, w MZW, wystawa „Żołnierska dola” i Pamiętnik Janiny, pisany w latach 1940-1947, będący kontynuacją Pamiętnika pisanego przez Józefa. Już w czasie otwarcia wystawy „Żołnierska dola”, pan Adam, po raz pierwszy zaprezentował przybyłym fragment pamiętnika swojej matki, współczesnej Penelopy. Przeczytała go Iwona Podeszwa, dyrektor MiGBP.

Janina Gradowska do Cukrowni „Wieluń” przyjechała w 1934 roku. Pracowała w sklepie kolonialno-spożywczym swojego szwagra Teresiaka w Bieniądzicach, nieopodal Cukrowni „Wieluń”. Józef Marciniak znalazł się tu w 1937 roku, tuż po zakończeniu służby wojskowej w 24 Pułku Ułanów w Kraśniku Lubelskim i podjął pracę na stanowisku urzędnika. Tych dwoje młodych pokochało się od pierwszego wejrzenia i pobrało 24 czerwca 1939 roku. Szczęściem małżeńskim cieszyli się zaledwie dwa miesiące i cztery dni. Przerwała je ogłoszona 28 sierpnia mobilizacja i wybuch II Wojny Światowej. Józef znalazł się w 4 Pułku Strzelców Konnych Ziemi Łęczyckiej, który stanowił część Nowogródzkiej Brygady Kawalerii, części składowej Armii Modlin.

Szalejąca wojna, brak wiadomości od męża, zmusiły Janinę do ucieczki. Zamknęła sklep i wyjechała do rodzinnego Gąbina. Tu, 8 września, najprawdopodobniej w czasie przemarszu Nowogródzkiej Brygady Kawalerii z Płocka w kierunku Modlina w dniach 6-13 września, spotkała się przypadkowo ze swoim mężem (kilkugodzinna przepustka). Jak się później okazało, było to ich ostatnie spotkanie. Wtedy, w pobliskim kościele, złożyli przysięgę o czekaniu na siebie przez 10 lat. Scenę spotkania odtworzyli Daria Musiał, uczennica ZS nr 2 im Jana Długosza w Wieluniu i Bartek Jaworek, uczeń KLO w Wieluniu.

Wiadomość o śmierci męża otrzymała Janina 24 czerwca 1940 roku. Byłaby to ich pierwsza rocznica ślubu. Józef zginął w sobotę 16 września 1939 roku w bitwie pod Jaźwinami. Liczący ok. 400 żołnierzy oddział polski pod dowództwem kapitana Czesława Wiświckiego długo stawiał opór liczącej 3000 ludzi dywizji pancernej Kempf stacjonującej w Chrominie. W bitwie zginęło 23 żołnierzy, w tym kpt. Czesław Wiświcki i Józef Marciniak. Wszyscy zostali pogrzebani we wspólnej mogile. Mszę św. w ich intencji odprawił ks. Stanisław Idziak. Obok grobu postawiono krzyż i upamiętniono nazwiska poległych bohaterów. Zabitych w bitwie pod Jaźwinami wezwał do Apelu Poległych przedstawiciel grupy rekonstrukcyjnej Stowarzyszenia „Bataliony Obrony Narodowej” Zebrani w MZW uczcili ich pamięć minutą ciszy. Dziś żołnierze z Jaźwin spoczywają na Cmentarzu Wojennym w Garwolinie. Miejsce śmierci i pochówku Józefa na prośbę Adama potwierdził w 2001 roku PCK.

Janina i Józef - wystawa - http://kultura.wielun.plJanina nie uwierzyła w śmierć męża. Czekała i pisała o wszystkich swoich kłopotach, myślach i tęsknocie w pamiętniku. Ciągle miała nadzieję, bo nadzieja zawsze umiera ostatnia. Wypełniła przysięgę. Na zmianę w życiu pozwoliła sobie dopiero w latach 50- tych XX w. po kolejnej wiadomości z 24 czerwca 1944 roku, potwierdzającej śmierć Józefa.

W tym dniu w pamiętniku napisała: „ Dziś akurat mija 5 lat od dnia naszego ślubu. Czy ja przypuszczałam, choć na moment 5 lat temu wychodząc za mąż, że po dwóch miesiącach będę wdową? Ale widocznie tak sądzone nam było.(…) Zżyłam się już ze swoim nieszczęściem, przecież to już 5 lat! Zostawiam przeszłość w spokoju, a Józiowi wieczny odpoczynek racz dać Panie. Śpij w spokoju, Józiu! Nigdy cię nie zapomnę i przez całe swoje życie będę się modlić o spokój duszy Twojej! Pamięć po Tobie jak świętość w sercu noszę. Zacznę inne życie, może szczęśliwe, jeśli Bóg pozwoli”. Tak zakończył się pamiętnik Janiny. Nigdy w nim już nic nie dopisała, powiedział Adam, jej syn z drugiego małżeństwa. Zmarła w 1978 roku. Ten fragment pamiętnika przeczytała Magdalena Kopańska

W imieniu Matki, na mogile Józefa, zapalił świeczkę w 2002 roku Adam. Modląc się, powiedział: „Józefie, w 2002 roku obiecałem ci, że znajdę miejsce, gdzie spoczywasz. Obietnicy dotrzymałem. Zapaliłem świeczkę na tej poświeconej ziemi i tak jak Jasia pomodliłem się za spokój duszy Twojej. Opowiedziałem ci o tej Jasieńce, która tyle lat za tobą tęskniła, która była Twoją ukochaną żoną, a po latach moją ukochaną mamą”.

Na zakończenie spotkania dodał: „ Była to moja trzecia wyprawa śladami Józefa. Tymi pielgrzymkami do Kraśnika, do Jaźwin i do Garwolina zamknąłem historię dwojga ludzi, historię Jasi i Józefa. W ciągu tych lat starałem się, by 'okruchy pamięci’ w dokumentach i sercach młodych i tych starszych pozostały…”. Ilustracją dla jego słow stała się piosenka „Gdzie są chłopcy z tamtych lat”.

Pamiętnik, fotografie, dokumenty zaprezentowane w czasie spotkania można było z bliska obejrzeć na wystawie złożonej z tematów: Młodość Józefa, Młodość Janiny, Dobre dni, Wojna, Śladami historii (wędrówka pana Adama śladami Józefa Marciniaka i kontemplowanie miejsc, w których żył, dojrzewał, walczył za Ojczyznę gdzie zginął i gdzie spoczywa).

Pan Adam ma poczucie dobrze spełnionego obowiązku wobec Janiny i Józefa i historii ich miłości, którą tak naprawdę dokończył 14 lutego 2016 roku na spotkaniu rodzin, do którego doszło w Muzeum Ziemi Wieluńskiej. Jego bardzo osobista wystawa pamiątek po Janinie i Józefie uzupełniła wystawę „Żołnierska dola” i stała się protestem przeciwko każdej wojnie zabijającej miłość.

Kadry kreślone piórem

Kadry kreślone piórem to tytuł wystawy fotograficznej Miłosza Kowalewskiego otwartej w Muzeum Ziemi Wieluńskiej 4 lutego z inicjatywy dyrektora Jana Książka oraz Agencji Zegart z Bydgoszczy.

 

Miłosz Kowalewski (ur. 1975), zamieszkały w Kołobrzegu, z wykształcenia jest architektem, z pasji zapalonym żeglarzem i ornitologiem. Zainteresowanie ornitologią przełożyło się na cykl fotografii dzikich ptaków żyjących na Pomorzu Zachodnim i w najbliższej okolicy Kołobrzegu. Ptaki śledzi i fotografuje od 2006 roku, cyklicznie jak też spontanicznie. Swoich bohaterów przedstawia indywidualnie lub w fotografii zbiorowej. Wiele z jego prac zapełniło albumy, kalendarze, systematycznie publikowane są w czasopismach „Ptaki Pomorza”, „Ptaki”. 41 fotografii, wysoko wyspecjalizowanych, wykonanych w technologii CHROMALUXE w formacie 100*70 cm zaprezentowano na wystawie Kadry kreślone piórem, 30 z nich można obejrzeć w Wieluniu.

Wystawa do tej pory gościła w Muzeum Fotografii w Bydgoszczy, Sejmie RP, Muzeum Górnośląskim w Bytomiu, Akademickim Centrum Kultury i Sztuki „Od Nowa” w Toruniu. Autor prac przedstawiających bogactwo nadmorskiej awifauny mówi: „Aktorzy uwiecznieni na fotografiach, niczego nieudający i bezkompromisowi, potrafią zachwycić i wzruszyć, by za chwilę pokazać zdolności do brutalnej i bezkompromisowej walki o przetrwanie…, najbardziej zaś fascynują te ptaki, które są skryte i niedostępne, i których zdjęć jest bardzo mało, ale wielką sztuką jest zrobić fotografię pospolitego gatunku, chociażby wróbla, ale tak by zapadła w serce”. Być może właśnie dlatego fotografie ornitologiczne Miłosza Kowalewskiego, unikatowe i fascynujące, zyskują uznanie i są nagradzane na wielu konkursach fotografii przyrodniczej: 3. miejsce ex aequo w konkursie Photo du Festival de L’Oiseau et de la Nature 2010, 1. miejsce na Międzynarodowym Festiwalu Fotografii Przyrodniczej „Sztuka Natury” 2010, 3. miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Fotografii Przyrodniczej Świdnica 2009 – kategoria ”Ptaki w Obiektywie”, wyróżnienia i laury w kolejnych edycjach Ogólnopolskiego Konkursu Fotografii Przyrodniczej Foto Eko.

Dzięki fotografiom Miłosza Kowalewskiego, każdy, kto uczestniczył w otwarciu wystawy, stanie się wrażliwszy na piękno otaczającej go natury i będzie czynił wszystko, by zachować ją dla przyszłych pokoleń.

 

Dla Wielunian natomiast wydarzenie to może być także inspiracją do działań na rzecz najbliższego środowiska dzięki zaprezentowaniu na wystawie dermoplastów ptaków z okolic Wielunia (kaczki krzyżówki, bażanty, gołębie, krogulce, …), wypożyczonych od Sióstr Bernardynek, a także opowieściom kustosza i pasjonata, Waldemara Golca, o ptakach najbliższej okolicy.

Była taka nauczycielka… o Helenie Panfilowej (1908-1999)

Helena Panfilowa – córka Walentyny z domu Świątek i Baltazara Gaików, urodziła się 5 grudnia 1908 roku w Wolnicy Niechmirowskiej; miała dwóch braci, Stefana i Tadeusza oraz siostrę Janinę Leokadię; mężatka – mąż, Jan Panfil pochodził z Modrzewia k. Opoczna; matka – syn Jerzy urodził się w 1930 roku.

Helena Gaikówna od zawsze chciała być nauczycielką. By nią zostać ukończyła Szkołę Powszechną w Szynkielowie, następnie jeden rok Preparandy w Wieluniu i Państwowe Seminarium Nauczycielskie Żeńskie w Lesznie (1922-1927). Seminarium dało jej świadectwo uprawniające do pełnienia obowiązków tymczasowej nauczycielki. Pełne kwalifikacje uzyskała po zdaniu egzaminu na nauczyciela publicznych szkół powszechnych w 1931 roku w Zduńskiej Woli. Pracę zawodową podjęła w roku 1927 roku.  Do czasu wybuchu II Wojny Światowej pracowała w czterech szkołach na terenie powiatu wieluńskiego. Pierwszą szkołą, do której trafiła i gdzie przepracowała dwa lata, była szkoła w Wójcinie. Następnie przez rok szkoła w Dzietrzkowicach,  po czym w latach 1930 – 1934 Kowale k.Praszki. Ostatnią, w której razem z mężem przepracowała do wybuchu II Wojny Światowej, była szkoła w Ożarowie, w gminie Skomlin. Tu, jak wspomina ówczesny uczeń, Henryk Strózik, uczyła historii, a jej mąż Jan języka polskiego i prac ręcznych.

 

W sierpniu 1939 roku jak zwykle przygotowywała się do rozpoczęcia nowego roku szkolnego. 1 września Niemcy zaatakowali Polskę, wybuchła  Wojna. W tym dniu, na rowerze, przez zburzony Wieluń i Masłowice przejechała do Szynkielowa. Na hasło, że Niemcy zezwalają na otwarcie szkoły, 15 września powróciła jednak do Ożarowa. Tam też, po zakończeniu działań wojennych dotarł Jan Panfil – ppor. WP, zmobilizowany 28 sierpnia 1939 r. Jego wyjście na wojnę i scenę pożegnania widział wspomniany już Henryk Strózik.  Helena Panfilowa była jedyną nauczycielką na 200 dzieci, które chciały rozpocząć rok szkolny. Nadzieje na otwarcie szkoły polskiej okazały się jednak przedwczesne. Budynek przejęli Niemcy i zamienili na szkołę niemiecką. Szkołę polską zamknięto definitywnie w końcu listopada 1939 roku. W tym samym czasie nazwę wsi Ożarów zmieniono na Meskevalde.

Helena Panfilowa była aktywnym członkiem ZNP, do którego wstąpiła w listopadzie 1927 roku.  Jej działalność jako członka związku szczególnie mocno zaznaczyła się w ogniskach ZNP w Dzietrzkowicach i Praszce. Dowodem na członkostwo jest legitymacja z numerem 5286 podpisana 25.08.1933 r. Działalność związkową przerwała II Wojna Światowa. Do pracy w ZNP powróciła w 1947 r. Aktywnym członkiem pozostała do śmierci w 1999 r. W 1938 roku, 10 maja, na podstawie ustawy z dnia  8.01.1938r. DU RP nr 3, poz.2, została odznaczona brązowym medalem za długoletnią służbę, tak bowiem określano wówczas pracę nauczyciela. Jako nauczycielka aktywnie działała na rzecz społeczeństwa.Widocznym przejawem społecznego zaangażowania był udział w spisie powszechnym ludności RP w dniu 9.12. 1931  r., w którym pełniła funkcję okręgowego komisarza spisowego. Za tę działalność została uhonorowana odznaką za ofiarną pracę.

Od końca września 1939 r., zarówno ona, jak i jej mąż Jan, byli inwigilowani przez Niemców. Powodem była działalność konspiracyjna w ZWZ, późniejszej AK. Później doszło tajne nauczanie (we wspomnieniach syna była to grupa 7-10 uczniów we wsi Modrzew). Jan, wraz z innymi nauczycielami powiatu wieluńskiego, przed 11 listopada 1939 r. trafił do obozu w Radogoszczy, skąd, zwolniony po dwóch miesiącach, powrócił do Szynkielowa. Wraz z Heleną i synem Jerzym przez 3 miesiące ukrywał się w domu brata Heleny w Wolnicy.   Dla Jana ratunkiem przed aresztowaniem była ucieczka do Generalnej Guberni, gdzie przedostał się przez „zieloną granicę” na początku 1940 roku i ukrywał się w swoich rodzinnych stronach, w pobliżu Opoczna, we wsi znanej pod  nazwami Modrzew , Ziembów lub Podkunice (dziś Ziembów).  Helena z synem dojechała do niego w grudniu 1940 roku.  Cieszyli się sobą do 4 czerwca 1942, czyli do aresztowania przez gestapo.  Razem z Janem, wtedy komendantem placówki AK w gminie Kunicaki, aresztowano Helenę, jej brata Stefana i szwagra Piotra Jurka oraz kierownika szkoły Nowaka. W czasie aresztowania Jan Panfil został postrzelony w nogę. Został przewieziony do Tomaszowa Mazowieckiego, potem do szpitala w Piotrkowie Trybunalskim, skazany na obóz koncentracyjny, zginął w czasie próby ucieczki z transportu. Nikt nie wie gdzie został pochowany.

.

Helena Panfilowa po aresztowaniu także trafiła do więzienia w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie, nawet pomimo ciężkiej żółtaczki, była torturowana. Po ostatnich przesłuchaniach, jak wspominała, bez czucia, bez reakcji na uderzenia oprawców, została skazana na międzynarodowy obóz koncentracyjny żeński w Ravensbruck (Polki, Niemki, Rosjanki, Żydówki, Francuzki i inne narodowości, łącznie 27), gdzie trafiła w transporcie liczącym 63 skazane z Kielc (numery 12078-12142), a w którym przebywała od 21 czerwca 1942r. do 3.05.1945r. Otrzymała numer obozowy 12119, przydział do bloku nr 17 i czerwony trójkąt z literą „P”.

Obóz w Ravensbruck był przeznaczony wyłącznie dla kobiet. Powstał w marcu 1939 roku w pobliżu miasta Furstenberg w Meklemburgii. Od 1 XI 1938 roku do kwietnia 1939 roku pracowało przy jego budowie ok. 500 więźniów z Sachsenhausen. Pierwsze więźniarki przybyły tu 18 maja 1939 roku i były to Niemki oraz Austriaczki (860 Niemek i 7 Austriaczek) z obozu w Lichtenburgu. Przez obóz przeszło ponad 132 tys. kobiet, z których zginęło ponad 92 tys. Liczba Polek w obozie to 40 tys, z których przeżyło zaledwie 8000. Pierwsze Polki w obozie, które przywieziono 23 IX, 1939 r. były działaczkami ZHP w Niemczech, działaczkami spod znaku „Rodła”, nauczycielkami języka polskiego, członkiniami „Związku Polaków w Niemczech”, pierwsze Polki z okupowanego kraju zostały przywiezione w listopadzie. Chore i niezdolne do pracy więźniarki od początku 1942 roku wysyłano do znajdujących się poza obozem komór gazowych, potem także do zbudowanego w obozie krematorium (zaczęło działać w IV 1943 r.) i komory gazowej (działała od lata 1944). W sierpniu i wrześniu 1944 do obozu trafiło 12tys. Polek z powstańczej Warszawy. Obóz został wyzwolony 30 IV 1945 r. przez jednostki 49 armii 2 Frontu Białoruskiego, ale dramat kobiet się nie skończył. Po chore Polki dopiero 7 lipca przyjechały pierwsze 2 samochody skierowane tu przez gorzowski Oddział PCK i to po ostrej interwencji dra Maurycego Mittelstaedta i dr Węgierskiej-Paradeckiej. Zabrały one 30 więźniarek. Kolejnym więźniarkom, chcącym wyjechać do Polski, władze radzieckie podstawiły 13 lipca 5 wagonów towarowych. Razem z nimi wyjechali więźniowie z obozu męskiego, zbudowanego obok obozu kobiecego w 1941 roku.

W zapiskach, które syn Heleny, Jerzy, udustepnił dr Bożenie Rabikowskiej, uczennicy Heleny, czytamy: „Kilka razy w latach 1944-1945 leżałam w rewirze, wtedy znalazłam się na liście do krematorium, uratowały mnie lekarki, także więźniarki – Polka i Rosjanka.  Innym razem, w obozie w Neubrandenburg, kiedy groziło mi najgorsze za szerzenie patriotyzmu i przypominanie polskich tradycji wśród młodych więźniarek, uratowała mnie Francuzka polskiego pochodzenia i inżynier Niemiec, nadzorujący moją pracę przy produkcji V1. Po wyzwoleniu w 1945 r. leczyłam się w Niemczech”.

3. maja1945 r. znajdowała się w okolicach Schwerina, gdzie została oswobodzona przez wojska alianckie. Tu otrzymała legitymację członka Związku Polaków w Lubece z numerem 417/1945 potwierdzającą, że od 4.06.1942r. do 3.05.1945r. była więziona w niemieckich obozach koncentracyjnych, ostatni w Ravensbruck. Po oswobodzeniu z obozu zgłosiła się do Polskich Sił Zbrojnych 2 Kompanii IV Baonu Oficerów Pierwszego Zgrupowania (dowódca Stanisław Maczek), gdzie dosłużyła się stopnia Strzelec z cenzusem W.S.K. Posiadała legitymację jeńca wojennego Polskich Sił Zbrojnych z numerem 162495 (strzelec W.S.K. pseudonim „Bronka”).

Do Polski powróciła w grudniu 1946 r. Przypłynęła statkiem z Lubeki do Szczecina,a wraz z nią Julian Ochnik, także więzień obozów koncentracyjnych, były żołnierz AK spod Siedlec, z którym stworzyli wspaniały nauczycielski tandem, pracujący w szynkielowskiej szkole.  Pisze o tym we wspomnieniach uczennica Maria S. (ur. 1931): „Jej ogromną zasługą było to, że przywiozła do szkoły w Szynkielowie Juliana Ochnika. Oboje byli po 40tce, Stanowili doskonały duet w pracy dla szkoły. Panfilowa uczyła języka polskiego i prac ręcznych. Jej pracę cechowała niezwykła dokładność, wręcz pedanteria i wymagała tej dokładności od nas, uczniów”.

Pracę w szkole w Szynkielowie Helena Panfilowa podjęła 1 kwietnia 1947 r. i, kończąc w międzyczasie SN w Łowiczu (1966),  przepracowała w niej do 1969 r. Wtedy przeszła na emeryturę i zamieszkała w Pabianicach. Zawsze była aktywna. Do 1997 r. pracowała w Komisji Socjalno-Bytowej ZBoWiD-u, którego członkiem była w latach 1947-1999, należała do ZSL (1949-1986). W latach 1977-1990 udzielała się w Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym, była członkinią Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Więzień i Obozów Koncentracyjnych Niemieckich, z numerem legitymacji 1376, od 1965 roku działała w PCK, była radną GRN w Szynkielowie, Terenowym Opiekunem Społecznym, należała do KGW.

Do swoich odznaczeń sprzed wybuchu drugiej wojny dołączyła: Odznakę Tysiąclecia Państwa Polskiego, Medal Zwycięstwa i Wolności 1945 (1972), Odznakę Grunwaldzką Komendanta Naczelnego Dowódcy WP (1974), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1975), Odznakę ZNP za Tajne Nauczanie (1985), Krzyż Oświęcimski (1988), Medal M. Kolbe Werk-Freiburg. Do odznaczeń należy dopisać liczne dyplomy za pracę pedagogiczną, związkową, społeczną, w tym gratulacje z okazji 51 lat działalności w harcerstwie.

Helena spoczywa na cmentarzu w Pabianicach (Kwatera VII. Mogiła 160), Jan Panfil – nie wiadomo. Inskrypcja na nagrobku zawiera jednakże nazwiska i imiona obydwu małżonków: „Jan Panfil Porucznik WP i AK, zamordowany w 1943; Helena Panfil (1908-1999) Nauczycielka. Więzień obozów koncentracyjnych”.

Większość byłych uczniów i mieszkańców Szynkielowa zapamiętało ją jako filigranową blondynkę, zawsze skromnie, lecz estetycznie ubraną. Najbardziej zapamiętano białą bluzkę i kloszową spódnicę w kratę. Była osobą o arystokratycznych manierach. Nigdy nie krzyczała, nie używała prostackich słów. Dystans, jaki zachowywała w stosunku do innych nie wynikał z zarozumialstwa. Budziła szacunek nie strachem, lecz swoim autorytetem.  Lekceważyła osoby, które nie stawiały sobie wymagań.  Szanując siebie, nie pozwoliła sobie na robienie czegokolwiek niedbale.  Estetyka stroju, uczesania, mówili, przenosiła się niejako na wymagania w stosunku do uczniów, którzy musieli pięknie pisać, mieć przejrzyste i czyste zeszyty, niezawinięte rogi w książkach, lekcje zawsze odrobione. Była niezwykle wymagająca w przestrzeganiu regulaminu i przysięgi harcerskiej. Do perfekcji doprowadzała zajęcia gimnastyczne i taneczne, co owocowało nagrodami na konkursach i przynosiło splendor szynkielowskiej szkole. Dzięki niej wyrosło wielu wspaniałych ludzi, a ile ich jeszcze mogłoby być, gdyby nie wojna?

Wielu absolwentów, wychowanków Heleny Panfilowej, Jana Panfila, Juliana Ochnika, może powiedzieć:, „Jeżeli widziałem dalej niż inni, to dlatego, że stałem na barkach gigantów” ( I. Newton)

Na podstawie materiałów zebranych i udostępnionych przez dr Bożenę Rabikowską.

„Smak czekolady”, czyli narodziny poetki

Wiktoria Kędzierska - Tomik poezji "Smak czekolady"Smak czekolady, w sensie dosłownym i w przenośni, można było poczuć 4 lutego w czytelni MiGBP w Wieluniu. Na zaproszenie pani Iwony Podeszwy, dyrektorki Biblioteki, pani Małgorzaty Żuchowskiej, dyrektor Gimnazjum nr 1 im. Kazimierza Wielkiego w Wieluniu, oraz gimnazjalistki Wiktorii Kędzierskiej, autorki tomiku wierszy „Smak czekolady”, do czytelni przybyli uczniowie wieluńskich gimnazjów i Szkoły Podstawowej im. Jana Jarczaka w Gaszynie by wziąć udział w promocji wyżej wymienionego tomiku, wydanego przez Wydawnictwo Poligraf przy współfinansowaniu ze środków Gminy Wieluń.

Młoda poetka urodziła się w Łodzi w 2002 roku. Mieszka w Wieluniu. Uczęszczała do Szkoły Podstawowej w Gaszynie, obecnie jest uczennicą klasy I Gimnazjum nr 1 im. Kazimiera Wielkiego. Jak czytamy w recenzji do tomiku autorka „dostrzega prawdę w zakłamanej rzeczywistości, przez co często postrzegana jest jako buntowniczka”, choć sama za buntowniczkę się nie uważa, bo czyż buntem można nazywać szacunek dla takich wartości jak prawda, rodzina, wstręt do obłudy, pochylanie się nad doświadczonymi przez los, słuchanie głosu własnego sumienia? To wszystko dla autorki ma smak gorzkiej czekolady…

Dostrzegane w ogólnopolskich konkursach literackich, pisane w wieku lat 8-13, zebrane w tomiku wiersze nastoletniej poetki, to zapis jej poetyckiego dojrzewania. Już same tytuły: Utopia, Idę, Wielunianom z 1 września 1939 roku, Cisza, Jacy jesteśmy?, Droga, Podążać, Łzy, zaciekawiają. Te właśnie utwory wybrali uczniowie do prezentacji w czasie promocji. Głośno czytali:

A może kiedyś
włączę telewizor
nie znajdę tam steku bzdur
wymyślonego od początku do końca czyjegoś życia (Utopia),

Wokół kwitnie głupota i zło
Z ciemnogrodu wychodzę, zrobię to (Idę),

Kłamstwo światem rządzi,
Głupotę rozsiewa,
Wielu ludzi błądzi,
Często nie dojrzewa.
(…) Wszędzie czają się podteksty, pornografią świat ocieka…(Jacy jesteśmy?)

Wiara to pokarm – napełnia mą spragnioną duszę
napawa miłością i szacunkiem do bliźnich
(…) idę krętymi ścieżkami pod górę
wśród szarych chmur i obumarłych drzew
omijam te proste, prowadzące w dół
kwiaty fałszywie pachnące i tęczę wokół
(…) nie lękam się trudów – wiem, że
u kresu wędrówki czeka On-
jedynie prawdziwy i nieskończenie miłosierny Bóg. (Droga)

W podsumowaniu spotkania polonistka, nauczycielka Wiktorii Kędzierskiej zwróciła uwagę na to, że wybór wierszy do prezentacji może mówić o tym, czym tak naprawdę żyje młodzież, jakie wartości są jej bliskie. W tomiku obok tych mocno refleksyjnych, zaprezentowanych przez recytatorów, wierszy znalazły się też inne, radosne, pełne nadziei, wiersze o wiośnie, jesieni, uśmiechu, takie które wyrażają radość nastolatki cieszącej się życiem, czekającej na niespodzianki, które mogą stać się jej udziałem, bo jak mówią słowa piosenki wykonanej na zakończenie spotkania „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy, Ważnych jest kilka tych chwil, tych, na które czekamy…”.