Za nami Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. W Uroczystość Wszystkich Świętych wspominaliśmy tych, co już osiągnęli chwałę nieba i tytuł błogosławionych (szczęśliwych) i stanowią kościół chwalebny; w Dniu Zadusznym tych, co stanowią kościół oczyszczający się i ciągle czekają na spotkanie z Bogiem. Matka Teresa już zapewne Boga spotkała i należy do grona szczęśliwych… Dla współczesnych jest Czcigodną Sługą Bożą.
Czy wszyscy błogosławieni byli szczęśliwi i czy są rzeczywiście szczęśliwi? Pan Jezus mówił: „ Świętymi bądźcie, tak jak Ja jestem święty”. Kto te słowa zrozumiał i przyjął dziś doznaje chwały razem z Nim i jest przykładem dla tych, co jeszcze pielgrzymują do domu Ojca. Słowa Jezusa zrozumiała Janina Kierocińska, Matka Teresa od św. Józefa, współzałożycielka czynnego Zgromadzenia Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus i pierwsza jego przełożona. Od chwili obłóczyn i wstąpienia do Zgromadzenia Karmelitanek w grudniu 1921 roku aż do śmierci w lipcu 1946 roku w jej życiu obecny stał się Chrystus i Jego krzyż.
Urodziła się w Wieluniu, w zamożnej i religijnej rodzinie Antoniego i Antoniny z Głowienkowskich Kierocińskich. Urodziła się w mieście, w którym było 6 kościołów: kościół parafialny p.w. NNMP, kościół popijarski, kościół, poaugustiański p.w. Bożego Ciała, popauliński kościół św. Mikołaja przekazany po kasacji zakonu paulinów siostrom bernardynkom, kościół reformatów i mały kościół p.w. św. Barbary przynależny do kościoła parafialnego, położony naprzeciw domu w którym się urodziła i wychowywała.
Co tak naprawdę od najmłodszych lat prowadziło Janinę ku Bogu? Czy były to głęboko wierzące matka i babcia, czy bliskość tak wielu kościołów? Kiedy Janina poczuła, że jej drogą jest zakon? Stało się to po przyjęciu I Komunii Świętej, o którą tak bardzo zabiegała. Już wtedy ukochała nabożeństwo eucharystyczne, wkrótce dołączyła do niego nabożeństwo do Matki Bożej, szczególnie do Matki Bożej Pocieszenia, znajdującej się w kościele poaugustiańskim, o czym powiedziała w 1946 roku, na krótko przed śmiercią: – „U stóp Matki Bożej Pocieszenia umocniło się moje powołanie. Ona to sprawiła, ze jestem w klasztorze”. Później w jej życiu znalazły się kolejne nabożeństwa: nabożeństwo do Dzieciątka Jezus, Najświętszego Oblicza Pana Jezusa, Matki Bożej Szkaplerznej i św. Józefa.
Mimo wielkiego pragnienia, nie wstąpiła do zakonu bez pozwolenia ojca. Marzenie o zakonie spełniła, kiedy ukończyła 36 lat. Przed wstąpieniem do zakonu poprosiła o pozwolenie matkę. Ojciec już nie żył.
Janinie Kierocińskiej bliskie były cechy ewangelicznego ubóstwa: pokora, posłuszeństwo, wolność (brak przywiązania do rzeczy), miłość bliźniego, wyrzeczenie. W liście do sióstr pisała: „ Proszę, niech Drogie Siostry zapomną o tym, co ziemskie, a wznoszą oczy tam gdzie nasza prawdziwa ojczyzna, gdzie mamy odetchnąć inną atmosferą, która da nam spokój i szczęście na wieki (…) Ubóstwo na drodze dziecięctwa Bożego, pisała, jest całkowite. Jest to ubóstwo duchowe. Oderwanie, bowiem od wszystkiego, dokonane z pełną świadomością, jest podstawowym warunkiem zjednoczenia duszy z Bogiem”
Ubóstwo Matki Teresy znalazło wyraz we wrażliwości na potrzeby drugich: zatroskaniu o ubogich od najmłodszych lat, wrażliwości na potrzeby sióstr, cierpliwym znoszeniu ubóstwa materialnego zgromadzenia, w pracy, w wyrzeczeniach i umartwianiu się. Wszystko to jednak nie przesłaniało jej Boga, Jedynej Miłości, do którego umiłowania dążyła całym sercem. Swoim doświadczeniem Boga, pisze S. Eliasza Cudna, dzieliła się z siostrami, a także ze wszystkimi innymi, którzy stawali na jej drodze.
W każdym spotkanym człowieku Matka Teresa starała się dostrzec Chrystusa. Miłość Boża pozbawiała jej lęku i przynaglała do heroicznych czynów. Z miłości do Chrystusa wypływała jej ufność w Opatrzność Bożą, która pozwoliła jej przetrwać najcięższe próby, także te, które przyniosła ze sobą niemiecka okupacja.
Jeżeli musimy cierpieć, mówiła, to w łączności z Chrystusem: – „Co idzie przez Krzyż, to pewne, a co przez róże, to piękne, ale często chwilowe (…) Jak znosić cierpień nie umiemy, to jeszcze dotąd nic nie umiemy”. W liście do sióstr w Czatkowicach, pisanym w 1929 roku czytamy: „Gdybyśmy przeciwności nie miały, to nie miałybyśmy, czym okazać P. Jezusowi swej miłości. Jeżeli nie nauczymy się znosić drugich i wszystkich cierpień nadarzających się nam, to nie będziemy zakonnicami, jakie P. Jezus sobie życzy i do świętości nigdy nie dojdziemy”, a w liście do sióstr w Wolbromiu pisanym w październiku 1938 roku napisała: „Chciałybyśmy być świętymi, to musimy postępować jak święci. Walczyć z tym wszystkim, co się Bogu nie podoba. Każdy grzech, chociażby najmniejszy, plami duszę. Więc bądźmy pokorne, posłuszne, cierpliwe, niewinne jak prawdziwe dzieci Boże (…)”
Matka Teresa szła przez życie bez narzekania, pełna twórczej energii i pogody ducha, a przy tym była skromna i pokorna, napisała cytowana już siostra Eliasza Cudna. Nigdy nie sprzeniewierzyła się nadanemu jej tytułowi „Nasza Matka”. Budziła szacunek u ludzi świeckich, była kochana przez siostry. To dzięki jej niezłomnej woli trwania przetrwało Zgromadzenie Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus. Była szczęśliwa, kiedy udało się nakarmić głodnych, uratować żydowskie dziecko, czy polskie dziewczyny przed wywózką do Niemiec… Czy jest szczęśliwa teraz, kiedy zabiegamy o jej beatyfikację?